Kilkanaście miesięcy temu, gdy stan zdrowia Patryka gwałtownie się załamał, po kolejnym pobycie w szpitalu, usłyszałam:
– Wiesz mamo, brak mi już sił…
Zastanawiam się ile jeszcze z wami będę. Nie wiem już, jakim sposobem z tą chorobą walczyć, bo ja bardzo chcę żyć…
Opowiedziałam mu wtedy, o marzeniach.
O tym, jak ktoś kiedyś powiedział, że gdy przestajemy marzyć- umieramy.
– Mam jakieś marzenia mamo.
Tylko co z tego?
– Jak to co?? Będziesz nam o nich mówił, a my w miarę możliwości będziemy je spełniać.
I marzył.
O koncertach, na które go zabieramy.
O poznawaniu różnych muzyków- urodziny spędził z członkami ulubionej grupy Behemoth.
O podróżach- gdy tylko zdrowie i finanse pozwalają, pakujemy się i ruszamy.
Pasją Patryka jest muzyka ale też, o czym wiedzą nieliczni, również historia.
Szczególnie okres II wojny światowej.
Zbliżała się majówka, więc ustaliliśmy, że kierunek Mazury będzie tym właściwym.
– Dlaczego tam?- zapytał.
– Wilczy Szaniec, mówi ci to coś?
Okrzyk radości było słychać chyba na całym osiedlu!
Pogoda dopisała, Patryk „dotykał” historii, zadawał mnóstwo pytań, dziękował nam po kilkanaście razy dziennie za to, że mógł tam być.
Po powrocie do domu, przeglądając nasze zdjęcia i szykując się do inhalacji powiedział:
– Wiesz mamo, ja muszę długo żyć, bo tyle mam marzeń…